Kościół Szkoła Strzelnica Mennica

Układ krwionośny NWO czyli czym jest ewolucjonizm: część 1 – czego nie wie przeciętny katolik

Pisząc teraz te słowa próbuje przypomnieć sobie co tak naprawdę sprawiło, że zainteresowałem się tematem tak obszernym, a jednocześnie tematem tabu, niemal nieobecnym. Zagadnieniem z jednej strony jakoby naukowo wyjaśnionym, z drugiej traktowanym jako bajeczki dla dzieci, wobec powszechnie wiadomych faktów i NIEOMYLNEJ nauki. Temat ten, często jest jak drzazga uwierająca nawet dla tych, którzy nazywają się ludźmi wiary i którzy istotnie wierzą w Słowo Boże, w nauczanie kościoła. Jest pozornie śliski i niewygodny tak bardzo, jak łyżwy na zbyt dużych stopach. Poruszany w towarzystwie – uwiera.

Tym tematem jest ewolucjonizm, pochodzenie i historia człowieka i ziemi, a w zasadzie wszystkie nauki pokrewne wiążące się z tymi terminami.

Temat, który niewygodny jest także z tego powodu, że jak wielu wierzących twierdzi: „już dawno pewne rzeczy zostały wyjaśnione i trzeba po prostu dostosować się do nich”. Czy istotnie Biblia i nauczanie ma dostosować się do nauki, która zmienia się co dekady? Albo jakie znaczenie obecnie ma to dla nas, którzy zażywamy spokoju, czy pokoju, tutaj w środkowej Europie i można by rzec, że: „ nie jest przecież tak źle. Mamy coraz więcej, żyje nam się coraz lepiej. Mamy coraz lepszą technikę, która umila nam coraz dłuższe i nowocześniejsze życie.”

Oczywiście powyższe stwierdzenia są tylko uproszczeniem. Wielu jest takich, którzy nie koniecznie ekscytują się każdym nowych smartfonem, który wychodzi na rynek.

Moje rozważania kieruję do tych, którzy są zmęczeni udowadnianiem sobie i innym, że można i warto wierzyć w Biblię i to czego kościół nauczał przez ostatnie 1800 lat.

Gdzie alfabet rozpoczynał się od literki „A” – jak Adam.

Nauczał nie oznacza, że już nie naucza. Problem jednak jest złożony bardziej niż można sobie to wyobrazić, ponieważ dotyczy także tego co naucza się obecnie w szkołach. Dotyczy tego czym szkoły stały się poczynając od okresu wpływu na nie przez dobrze ukrytą masonerię, oraz tego czym stał się Kościół w ostatnim stuleciu. Mam tutaj na myśli głębokie przemiany Kościoła Katolickiego, głównie w efekcie wpływu obu wielkich wojen i soboru powszechnego który odbył się w latach sześćdziesiątych zeszłego już wieku. W końcu sprawa dotyczy całych wspólnot parafialnych, oraz poszczególnych relacji osobistych ochrzczonych z Bogiem.

Źródła problemu sięgają na pewno początków, czyli momentu rozpoczęcia walki Boga z szatanem, oraz bardziej technicznie potomstwa Niewiasty i potomstwa złego.

Dla ludzi wierzących kwestie te są, a przynajmniej powinny być istotne, bo dotyczą istoty ich życia w rozumieniu pełnym, czyli tu na ziemi i po, w świecie duchowym, w którym przebywa Trójca Święta. Zajmują się one odpowiedziami na podstawowe pytania o to: po co żyje? Jak wygląda rzeczywistość wokół mnie – ta, której nie widać, duchowa?

Czy są te sprawy tak istotne? Są, ponieważ nawet lekkie tylko i pozorne ich zbagatelizowanie powoduje nadszarpnięcie w rdzennych istotach wiary Katolickiej, a co za tym idzie wpływają na przyszłość duszy, która wiarę tę może stracić.

W jaki sposób wiedza o Starym Testamencie lub jej brak nadwyręża lub wykrzywia prawdziwą wiarę, i dlaczego? Jezus nieustannie powołuje się na wydarzenie Starego Testamentu, łącząc je w całość ze swoim działaniem. Jest to jedna całość a Jego przyjście jest centrum i wypełnieniem się czasów, jest też naszą rzeczywistością. Gdyż albo istotnie: w Niego wierzymy w nim poruszamy się i jesteśmy, albo jesteśmy w naszej tradycyjnej religijności, bo w coś wierzyć trzeba, jednak wobec cielesnych i światowych trendów, ta religijność musi ustąpić w imię „normalnego życia”. Ma dostosować się do „oczywistych” faktów, które są i z którymi pogodzić się trzeba.

Do do takiej właśnie postawy zmierza brak konkretnego umocowania się w Słowie, które jest źródłem wiary chrześcijańskiej.

Pracując z młodzieżą, czy nawet rozmawiając z napotkanymi ludźmi często argumentem przeciw Kościołowi czy wierze był brak spójności w „udowodnionych faktach naukowych” i nauczaniu Kościoła. Przypomnę , że po Vaticanum II i tak uległo ono osłabieniu i rozmyciu, a w czasach obecnych właściwie nie wiadomo ile księży w Polsce wierzy istotnie w to co napisane jest we Starym Testamencie, w pierwszych 5 księgach Biblii.

Kościół naucza jednak, że Chrystus jest nowym Adamem. Jeśli tamten nie istniał i jest tylko jakimś symbolem, to i Chrystus podobnie – symbolicznie działa i zbawia. Takiej konkluzji logicznie należało by upatrywać. Jeśli Adam nie zgrzeszył, nie istniejąc w historii, to i po co przyjście Jezusa? Przecież nie ma od czego nas zbawiać. To jest herezja.

W szkołach na lekcjach historii wiele dzieci traci wiarę wobec konfliktu ministerialnych programów nauczania a nauczaniem, które wynika z Biblii. W najlepszym wypadku nie umacnia ono wiary młodych, co obserwowałem pracując jako historyk. Jest dla mnie tematem drugorzędnym jakość nauczania, brak autorytetu nauczycieli i wiele innych kłamstw, które w szkołach są wsączane w umysły nowego pokolenia.

Niemniej, człowiek jest istotą cielesną, duchową i religijną. Wobec tego jakiejś religijności potrzebuje. Może być to powrót do pogaństwa, co czynił np. Hitler, choć nie zawsze oficjalnie, a może być to neo – chrześcijaństwo obserwowane w dzisiejszym zamęcie duchowym, także w kościele, gdzie tak wiele mówi się o szczęściu, miłosierdziu, a tak mało o grzechu i pokucie. Tak wiele o człowieku, a tak mało o Bogu. Islam – jakże duchowy, jakże wielu zachwyca się jego radykalnością.

Otóż istota sprawy polega na tym, że szatan tworząc swoją wizję walki z Bogiem, tworzył ją dogłębnie, znając nas i obserwując przez wieki. Ofensywę ostatnią, którą realizuje, rozpoczął z pomocą Martina Lutra kilkaset lat temu. Wie zatem, że potrzebujemy wyjaśnień i religijności, czymkolwiek ona by była. Rewolucja francuska i dalej Marksizm nie mogłyby istnieć same w sobie. Dlatego musiał stworzyć pozornie logiczne wyjaśnienie porządku świata, który to porządek instalowany jest obecnie. Wiedział to Hutton, czy Lyell, którzy byli dla wielu ojcami tej swoistej religii jaką jest Ewolucjonizm, czy uniformitarianizm. Teorie ich i wyjaśnienia z zasady są czysto spekulacyjne i nienaukowe. Pojawiają się jednak w idealnym momencie historii. Więcej, można by stwierdzić, że wyjście od Lutra i wieki kolejne, są „altyleryjskim przygotowaniem” do „blitzkriegu” którym jest wiek XX a, którego podstawą naukowo – duchową jest ewolucjonizm.

Czy bowiem stwierdzenie, że coś wydarzyło się miliardy lat temu, gdzie nie ma dla tego świadków, nie jest spekulacją, lub formą wiary? Najpewniej nie nauką. Choć to właśnie ludzie oświecenia, humaniści mówili, że nauka, to to co można zmierzyć, zobaczyć i zważyć, ich spadkobiercy wychodzą z teorią całkowicie NIEOBSERWOWALNĄ. Twierdzi się po prostu, że tak musiało być, gdyż w przeciwnym razie trzeba by było przyjąć…. no właśnie co? Biblię, objawienie. Kościół. Sakramenty.

Czy większą ciemnotą jest wiara w Słowo zapisane 2000 i 3000 lat temu, konkretne i potwierdzane przez większość kultur pogańskich, czy wiara w Wielki wybuch, którego nikt poświadczyć nie może?

Pamiętam – kataklizm, który dosięgnął Japonię wiosną 2011 roku. Indie nieco potem i ogromne Tsunami. Ogromne Tajfuny, coraz częstsze, trąby powietrzne w naszym kraju… Cóż, kataklizm na pewno nie jest wyobrażalny dla typowego Europejczyka, choć dzisiaj sytuacja ta zmienia się, a wystarczy popatrzeć na wydarzenia w Italii. Najbardziej jednak złości mnie to wszystko co dzieje się dokoła tych wydarzeń.

Wszyscy współczują, niewielu potrafi oprzeć się temu płynącemu zewsząd, niczym fala tsunami, globalnemu ubolewaniu. A jednak, ani słowa o Bogu, ani słowa o grzechu. Po prostu trzęsienia ziemi się zdarzają, dlatego biedni Japończycy, i tak dalej…. oj biedni. Jakże wielu ludzi „nowego kościoła” dopasowuje się w ubolewaniu. Gdzie jest nauczanie o karze za grzechy?

Nie twierdzę iż nie trzeba współczuć. Mogę współczuwać uchodźcom, którzy są nimi naprawdę, moim braciom w wierze, wypędzanym z domów, czy prześladowanym, nie będę jednak mieszał tego z ostrożnością dla fali muzułmanów, zalewającej Europę. I nie niosą oni pokoju.

Wracając do głównego wątku – skąd biorą się tsunami, trzęsienia ziemi i jak to wpisuje się w naszą ludzką wewnętrzną świadomość sumienia istnienia…grzeszności, miłosierdzia Boga?

Tsunami są wynikiem i pozostałością po Potopie Noego. Ten wielki kataklizm zdestabilizował ziemię i do tej pory odczuwamy tego skutki w postaci ostrych zim, wulkanów, czterech pór roku, tsunami itd. Niestety nikt nie próbuje szukać odpowiedzi, a dostarcza jej prawdziwa i rzetelna nauka. Przykładów jest setki i tysiące i te chciałbym ukazać, by umocnić wierzących. Właściwie wszystko potwierdza Księgę Rodzaju, wystarczy się przyjrzeć. Ten wiek to wiek oparów, o których mówił pewien papież i to one przysłaniają widok.

Świat co chwila wzdycha nad wielkimi wydarzeniami, wcale nie martwiąc się niczym, ani ich nie odczytując. Po co? Przecież dzisiaj technika uratuje nas od kataklizmów, albo chociaż od ich skutków. Wystarczy, że je przewidzimy i już, uciekniemy. Proste. Jak widać nie uciekli nigdzie. To samouwielbienie i samooszukiwanie trwa.

Jeśli Potop istotnie uformował obecną ziemię, to wszystko co się na niej dzieje jest skutkiem jego niszczycielskiej siły. Idąc dalej jeśli Bóg zesłał potop, to po to, by unicestwić tamtą cywilizację. Także jednak po to, by świat miał znak przypominający mu o tym, skąd się wziął, o tym, że jesteśmy stworzeniami Boga, że zgrzeszyliśmy, że Bóg jest Bogiem i ma autorytet. Skoro tak, to właśnie w Biblii i to w księdze Rodzaju należy szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytania, skąd to wszystko? Dlaczego? Jak to działa?

Więcej nawet. Księga Rodzaju rzuca światło na wszystkie dalsze księgi. Ona Nadaje im fundament przyczynowo skutkowy. Jest więc księgą w pełni historyczną, tak przynajmniej powinno być, jeśli Rdz mówi prawdę.

Czy mówi?

Czy można uczyć dzieci alternatywnej, prawdziwej historii świata, wcale nie sprzecznej z tym co widzimy, z nauką?

Rozważania niniejsze mają za cel ukazanie ogromnej ilości przekłamanych, lub przemilczanych faktów, które mają pomóc z odpowiedzi na te pytania.

Być może pozwolą odważniej i z podniesionym czołem jako Katolikom stanąć wobec zalewu myśli i ducha tego świata, który od boga nie pochodzi. Pozwolą bez kompleksów i kompetentnie ukazywać oczywistą spójność historii świata, która wcale nie ma milionów lat.

Jak to się wszystko zaczęło?
Już niebawem spróbujemy przyjrzeć się temu konkretnie.

Jarosław Moczulski