Kościół Szkoła Strzelnica Mennica

Układ krwionośny NWO czyli czym jest ewolucjonizm: część 2 – Istota Ewolucjonizmu i Uniformitarianizmu

Jeszcze czterdzieści lat temu niektórzy postrzegali darwinistów, czy ewolucjonistów jako potencjalnie zagrożonych w ich poglądach. Było tak dlatego, że w kołach naukowych przyznano, nie tylko, że brak do tej pory tak zwanego brakującego ogniwa, ale że w ogóle, ewolucji jako teorii naukowej niemal zupełnie brakuje pokrycia dowodowego.

Jednakże w żaden sposób nie odbiło się to na wiedzy powszechnej, czy szkolnej. Oddolna rewolucja w dalszym ciągu prowadzona przez różne lewackie środowiska, choć coraz nowszymi i bardziej zakamuflowanymi metodami, pozostała w natarciu. Te metody to na przykład: powszechne szkolnictwo i programy nauczania, takie, jakich życzyła sobie „elita” umysłowa, czy finansowa, ustanawiająca obecny porządek świata. Po drugie, okazało się, że rozwój nauk związanych z ludzkimi i zwierzęcymi kodami DNA poprowadził naukowców w poszukiwaniach rozwiązania w tych właśnie zagadnieniach. Podobieństwa w kodzie genetycznym po raz kolejny popchnęły ich w kierunku fałszywych wniosków o tym, że i ludzie i zwierzęta muszą mieć wspólnych przodków. Jak pisze Dawid Larsen, to tak jak by stwierdzić, że samolot, który ma wiele elementów obecnych w samochodzie (kokpit, zegary, silnik) ewoluował z samochodu.

Nauka poddaje się pewnym zmianom także w zależności od trendów – pewne mody obecne są w niej podobnie jak w innych dziedzinach życia. Darwinizm, również będący takim trendem, stał się najpowszechniej przyjętym paradygmatem ewolucyjnym. Nie tak modny jak kiedyś, dzisiaj nadal obecny jest w umysłach wielu pokoleń, jako najbardziej oczywiste i zaakceptowane powszechnie wyjaśnienie pochodzenia otaczającego nas świata. Jest nadal obecny w książkach. Nikt jednak nigdy nie przyznał (myślę tutaj o tak zwanych autorytetach i środkach masowego przekazu), że od lat jest to paradygmat zawieszony w próżni; niemal zupełnie bez pokrycia dowodowego. Nikt do tej pory nie odkłamał książek i programów dla dzieci.

Skąd wzięła się w ogóle ta teoria? Wbrew pozorom większość ludzi nie zna odpowiedzi na to pytanie i w ogóle nie zastanawia się nad tym, przyjmując, że skoro naukowcy coś orzekli, lub udowodnili, to tak pewnie jest.

Istniało kilku duchowych przywódców teorii ewolucji jako takiej. Sformułowanie „duchowych” bierzemy w pewien cudzysłów, gdyż mówiąc o przywództwie tego typu nie zawsze możemy go użyć w stosunku do ludzi. Jest tak dlatego, o czym jestem przekonany – iż sama teoria wyszła pierwotnie od pierwiastków duchowych, czyli od upadłych aniołów. Dużo bardziej inteligentnych i świadomych niż my, ludzie. Wiemy, że „ojciec kłamstwa” – jak określa go sam Jezus – to Szatan. Stąd możemy przyjąć, że ojcowe, duchowe właśnie przywództwo mniej lub bardziej należy się temu, kto jest – jak naucza Kościół – głównym sprawcą grzechu. Ten zaś ma swoich pomocników na Ziemi – m.in. masonerię. Zainteresowanych odsyłam w tym miejscu do publikacji dr Stanisława Krajskiego.

Idąc dalej możemy stwierdzić, że teoria ewolucji oparta jest na dwóch filarach. Pierwszym jest zaprzeczenie Biblii. Drugi, to kłamstwo przyprawione odrobiną prawdy – a tak działa właśnie zły duch. Zwróćmy uwagę, że od samego początku Szatan próbuje podważyć wiarę ludzi w Słowo Boże. Pyta on w Edenie Ewę, czy rzeczywiście Bóg nie pozwala jeść ze wszystkich drzew (Bóg tak nigdy nie powiedział), a następnie okłamuje ją stwierdzając, że ludzie na pewno nie umrą, dodając przy tym, że tak naprawdę Bóg zataił przed nimi pewne informacje. Metody jego działania są obwarowane pewnymi Bożymi ograniczeniami, niemniej, jak podaje Słowo Boże, dopuszczony jest do tego, by zwodzić narody. Robi to więc używając najlepszych dla siebie metod. Dla człowieka tymczasem prezentują się one jako atrakcyjne i naukowo uzasadnione.

Obserwując historię świata i działanie w niej Bożej Opatrzności, średniowiecze można uznać za czas zwycięstwa i ofensywę sił Bożych. Od czasu buntu Lutra a następnie Oświecenia, Szatan wprowadzał, a następnie poddał do myślenia zbiór prądów myślowych i teorii, stanowiących pewien obraz genezy naszego świata, który to dzisiaj dla większości z nas wydaje się czymś oczywistym i prawdziwym. Zasadniczą kwestią jest tutaj przeciwieństwo dla tego, co napisane jest w Słowie Bożym. Musimy zatem zatrzymać się tu na moment.

Wszystkich nas w szkołach uczono o prądzie kulturowo-światopoglądowym zwanym humanizmem. Standardową, zawartą w podręcznikach wiedzą dotyczącą humanizmu jest to, że w XVI wieku, w Italii narodził się on jako prąd umysłowy mający czerpać z wiedzy Starożytnych. Upowszechniano wtedy dostęp do starożytnych pism, zwłaszcza pogańskich. Przez ten powrót do „dobrych wzorców”, człowiek rozpoczął kolejny etap swojego rozwoju i to miało pozwolić mu na wyjście z bezwzględnego i smutnego średniowiecza, ku nowym technicznym osiągnięciom, odkryciom geograficznym, rozwojowi i coraz łatwiejszemu życiu. Oczywiście ta uproszczona definicja humanizmu sformułowana jest już przez współczesnych nam humanistów na przestrzeni ostatnich 100 lat. Mało kto zdaje sobie w ogóle sprawę z tego faktu. To właśnie humaniści stworzyli wykres historii, jako linii wznoszącej się ku górze w nieustannym rozwoju człowieka i cywilizacji.

Nie mamy tutaj miejsca by analizować renesans i humanizm, jako taki, tym bardziej, że dobre wydawnictwa w kraju posiadają pozycje książkowe, szerzej opisujące istotę obu prądów. Nadmieńmy tylko, że członkowie szlachty średniowiecznej oraz rodów książęcych często znali Starożytnych, w kościołach używano łaciny, a większość uczonych znała dobrze pisma starożytne i posługiwała się płynnie łaciną (w przeciwieństwie do „mądrali” naszych czasów). Stwierdzenie zatem, że „odkryto antyk” jest mocno naciągane. Humanizm, który znamy dziś pod tym terminem powstawał dopiero w wieku XVIII i XIX, nie mając wiele wspólnego z renesansem z okresu schyłku średniowiecza, a który był zazwyczaj mocno katolicki w swoim charakterze. Humanizm wieku XIX natomiast to już postawienie człowieka w miejscu Boga, skąd może on dyktować co jest dobre, a co złe.

Powróćmy teraz do postaci, które określiłem mianem przywódców duchowych ewolucji. Jako pierwszego wymienić trzeba Jamesa Huttona. Żył w latach 1726 – 1796 i był geologiem, zapalonym oświeceniowcem, jednym z pierwszych, który podważał wiek Ziemi. Był, jeśli nie wrogim, to na pewno niechętnym Kościołowi i chrześcijaństwu. W jego czasach powszechnie przyjmowano biblijną chronologię Ziemi i to, że istnieje ona 6000 – 7000 tysięcy lat. Hutton znał badania Steno Nicolausa, który stworzył pojęcie stratygrafii. Sam także badał podłoże i stwierdził, że w Ziemi istnieją warstwy, których ułożenie w stosunku do siebie jest często niezrozumiałe (tzw. niezgodność zalegania warstw). Wnioski jakie Hutton wyciągnął miały doprowadzić do pracy Theory of the Earth, w której stwierdzał, że Ziemia jest prawdopodobnie dużo starsza niż się przypuszcza.

Charles Lyell, żyjący w latach 1797 – 1875, zreformował myśli Huttona i poszedł dalej, formułując zasadę aktualizmu geologicznego lub Uniformitarianizmu. Nazywany jest przez to ojcem uniformitarianizmu. Sam uniformitarianizm, jest filozofią, na której opiera się i zasadza teoria ewolucji, oraz nauka współczesna – od geologii do medycyny. Głosi on, że nauka, jeśli ma być wolna od wszelkich niedomówień i nieścisłości, musi być oparta wyłącznie na dających się obecnie zaobserwować, powtarzalnych zjawiskach. Wszelkie wydarzenia na Ziemi muszą być interpretowane i badane w takim właśnie duchu – powtarzalności i niezmienności trwającej od wieków. Tak twierdził Lyell. Ponieważ był człowiekiem odrzucającym Biblię, szukał możliwości przedstawienia dziejów człowieka, z pominięciem dwóch opisanych w niej kluczowych wydarzeń mogących mieć wpływ na jej budowę i historię. Pierwszym jest Stworzenie, drugim Potop. Obydwa zjawiska jak wiemy, są jednorazowe i niepowtarzalne, a więc zupełnie nie pasują do konstrukcji Lyella. Fakty są natomiast takie, że uniformitarianizm został tak przez Lyella zdefiniowany, by automatycznie wykluczać z nauki fakt Stworzenia i Potopu, oraz wszelkich ewentualnych nadprzyrodzonych zjawisk.

Charles Lyell miał głęboką świadomość rewolucji w której brał udział i jak sam pisał: „Mocuje się nie z ciałem lub zwykłą siłą, ale ze zwierzchnościami i mocami….i muszę włożyć całą zbroję”. W swoich pismach wyraźnie stwierdzał, że Mojżesza pięcioksięgu, trzeba wykorzenić ze świadomości i nauki, aby proces zmian mógł się odbywać według nowej drogi. Ciekawe jakiej?

Biblia, jak sam stwierdzał, była dla jego geologii – koszmarem. Lyell przyznawał, że wszelkie zjawiska i teorie, w którym pojawiają się nieprzewidywalne kataklizmy, rewolucje, wszelkie podania czy odpowiadania, z których owe mogły by wynikać, należy odrzucać. Inaczej mówiąc, nie należy nawet brać pod uwagę żadnych faktów, jeśli posiadają pierwiastek nieprzewidywalności lub ingerencji „wyższej natury”.

Paradoks to niebywały, bo jak wiemy, nauka polega właśnie, (a przynajmniej powinna), na badaniu i poszukiwaniu prawdy obiektywnej i faktów. Wiedzieli o tym też Starożytni. Nawet oni, występując w roli historyków, nie pomijali spraw duchowych i przekraczających poznanie człowieka. Uznawali je za część historii, część wiedzy.

Do XX wieku nauka, a zwłaszcza historia współistniała z cudami i zjawiskami niepowtarzalnymi. Było nią wszystko co uznane zostało za fakt, co nie oznaczało że musiał być możliwy do wyjaśnienia znanymi w danym momencie metodami. Ani też powtarzalnym.

Widziano też jej – nauki – cykliczną zmienność wobec nowych faktów i niestałą niedoskonałość wobec zjawisk wyższej, doskonalszej natury. Dzisiaj zwracają uwagę odwrotne standardy, które wyraźnie oddzielają „naukę” od duchowości i religii. W istocie nauką jest tylko to co pasuje do obrazu świata humanistów.

Wolnomyśliciele oświeceniowi wiedzieli, że samo oznajmienie pewnych praw nie wystarczy, aby były uznane za prawdziwe czy wiarygodne. Mieli świadomość, że 90% społeczeństw w Europie to chrześcijanie, którzy swój światopogląd i moralność opierają na Biblii i tym, czego naucza Kościół. Potrzebne było zatem wymyślenie logicznych i „naukowych” podstaw, które zakwestionowałyby stanowisko Biblii, oraz przygotowanie realnego, logicznego systemu, który wyszedłby naprzeciw pojawiającym się wątpliwościom.

Poglądy i nowinki głoszone przez „ojców” ewolucjonizmu stanowiły połączenie realnych obserwacji oraz niepotwierdzonych teorii, często zafałszowanych. Element ten omówimy już wkrótce. Wystarczyło teraz odpowiednio ubarwić te fakty, zamieścić je w popularnym czasopiśmie, właściwie zinterpretować. Zachodni człowiek wieku XIX i początku XX łatwo uwierzył w te „odkrycia”. W taki sposób, o czym wkrótce się przekonamy, działała, i do dzisiaj działa, ta machina.

Warto z kolei w tym miejscu wspomnieć urodzonego w 1825 roku T.H. Huxleya. Był on badaczem samoukiem, który zajmował się morskimi bezkręgowcami. Ugruntowawszy swoją pozycję w świecie naukowym, używał swojego autorytetu do walki z tradycyjną nauką. Reformował angielskie szkolnictwo w kierunku umożliwiającym państwu wpływ na naukę, egzaminy, oraz aktywnie walczył z duchowością chrześcijańską. Ostatecznie stał się dobrym kolegą słynnego Darwina, a z czasem propagatorem jego teorii i zagorzałym obrońcą.

Charles Darwin urodził się w 1809 roku w Wielkiej Brytanii, podobnie, jak przedstawieni już wcześniej badacze. Jest wysoce prawdopodobne, że Lyell – a raczej jego pisma – musiały mieć wpływ na młodego naukowca, który porzucił swoje studia medyczne, by bardziej zająć się geologią. Z czasem odbył słynną podróż przyrodniczą wokół Ameryki Południowej i poważnie począł myśleć o ewolucji, jako całościowej wizji historii gatunku ludzkiego. Stał się autorem słynnej teorii, nazywanej odtąd, od swojego nazwiska, teorią Darwina. Co ciekawe, sam miał świadomość braku dowodów na jej poparcie. Wierzył jednak – jak sam przyznał – że te się znajdą. Podwaliny swoich rozważań zawarł w końcu w pracy „O powstawaniu Gatunków”. Nie był to pełen tytuł dzieła, bo w XIX i XX wieku wydawany był w pełnej, nieokrojonej przez poprawność polityczną wersji. Jak ten tytuł brzmiał, powiemy następnym razem.

CDN

Jarosław Moczulski

Odnośniki do poprzednich części:

Układ krwionośny NWO czyli czym jest ewolucjonizm: część 1 – czego nie wie przeciętny katolik

 

[spu popup=”4671″][/spu]